„Nigdy nie będę pracować w turystyce, ani w hotelu, nawet jako Tajemniczy Gość…” – powtarzałam jak mantrę jeszcze do czasów liceum.
Plany na swoją przyszłość miałam związane z branżą artystyczną. Chciałam być w ruchu, organizować imprezy, koncerty, eventy. Nie interesowała mnie praca siedząca w jednym miejscu. Szczególnie w turystyce i hotelarstwie, które wydawały mi się zwykłą codziennością i nic w tej branży nie może mnie już zaskoczyć.Teraz jako tajemniczy gość wiem, że się myliłam 😉 Turystyka potrafi zaskakiwać z dnia na dzień…
Pochodzę z “turystycznej” rodziny. Moi rodzice związani byli z hotelarstwem przez ponad trzydzieści lat. Jako dziecko uwielbiałam podglądać ich pracę, w tych czasach bardzo mnie to ciekawiło. Często zaraz po szkole (prosto z plecakiem) pakowałam się w tramwaj, żeby pojechać na drugi koniec miasta i zwalić się na głowę pracującym rodzicom. Przychodziłam, grzecznie siadałam sobie w kącie (pod pretekstem odrabiania lekcji ;-)) i obserwowałam jak np. pracownicy hotelu przygotowują się do przyjazdu specjalnych gości VIP lub ważnej delegacji. Zaglądałam w każdy kąt, najczęściej taki, który nie był dostępny dla każdego 😉
Po zakończonym liceum o profilu ekonomicznym złożyłam papiery na wymarzone studia o kierunku impresariat artystyczny. W tym czasie zupełnie nie interesowała mnie turystyka. Pierwsze wakacje trwające trzy miesiące były zaprzątnięte radosnymi myślami:
„Koniec z całkami, równaniami różniczkowymi! W końcu będę się uczyć tego co na prawdę mnie interesuje.”
Mój „koniec świata”!
Niecałe dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku akademickiego okazało się, że jednak na wymarzony przeze mnie kierunek nie zebrała się odpowiednia ilość osób…To była najgorsza wiadomość jaką mogłam w tym czasie otrzymać.
„Pani Karino mamy jeszcze miejsca na kierunek turystyka zagraniczna i hotelarstwo” – pocieszała mnie pani w sekretariacie, prawdopodobnie widząc złość i smutek na mojej twarzy… Nie chcecie wiedzieć co o mało nie odpowiedziałam tej miłej pani, która oczywiście niczemu nie była winna. Ugryzłam się w język.
Złość? Smutek? Hmmm…właściwie teraz ciężko mi opisać co to było za uczucie. Ale dla niespełna dwudziestoletniej dziewczyny to było coś w rodzaju „końca świata” 🙂 Z perspektywy czasu takich „końców świata” i niechęci do życia miałam kilka jako nastolatka. Większe i mniejsze kopniaki w tyłek, różnego rodzaju pstryczki w nos nauczyły mnie bardziej doceniać życie. Dosyć szybko wykształciła się we mnie hierarchia wartości.
Turystyka i hotelarstwo wybrało mnie – ja ich nie chciałam!
Wydarzenie mojego największego „końca świata” zdecydowało za mnie. Nie miałam wyboru, był środek września. Wszystkie kierunki obstawione. Pomyślałam – dobra zacznę te studia, ponudzę się przez rok (przecież jako niespełna dwudziestolatka wiedziałam już wszytko na temat turystyki i hotelarstwa 😉 ) i od nowego roku spróbuję na innej uczelni zdawać na mój wymarzony kierunek.
A jednak stało się inaczej. Dzięki wykładowcom, którzy prowadzili zajęcia z hotelarstwa, turystyki i organizacji imprez turystycznych, ich prawdziwej pasji do tego czym się zajmowali, już po kilku tygodniach wiedziałam, że zostanę do końca na tych studiach. Wykłady były prawdziwą przyjemnością, a ja coraz częściej łapałam się na myśleniu „Kurcze, tego nie wiedziałam!”.
Poznawałam turystykę od strony, której nie znałam.
Już po pierwszym roku studiów w wakacje postanowiłam poszukać dorywczej pracy w biurze podróży – chociaż na dwa, trzy miesiące. Chciałam poznać od środka pracę touroperatora. Początkowo miała być to praca jedynie na wakacje, ale wyszło inaczej 😉 Pracowałam tam przez kolejne półtora roku. Ta branża coraz mocniej mnie wciągała i fascynowała coraz bardziej. Chciałam próbować nowych rzeczy. W tym czasie pojęcie „tajemniczy gość” znałam jedynie z opowiadań rodziców.
Skończyłam studia, których początkowo nie chciałam, a które chciały mnie 🙂 Odbyłam staże i praktyki w kilku hotelach zagranicznych, przez prawie rok mieszkałam i pracowałam w Egipcie w jednym z nadmorskich hoteli dzięki czemu dobrze poznałam również polskiego turystę i jego oczekiwania podczas wakacji.
Konkurs na Tajemniczego Gościa
Dobre kilka lat temu pracowałam w zagranicznej firmie turystycznej, która dysponuje bazą swoich hoteli oraz obsługuje przyjezdnych turystów. Któregoś dnia otrzymałam propozycję wzięcia udziału w konkursie, w którym właśnie do wygrania było stanowisko „Tajemniczego gościa”. Namówiła mnie do tego moja ówczesna kierowniczka. Myślałam wtedy, że jest to bardzo niewdzięczne zajęcie, bo polega na zgłaszaniu nieprawidłowości i zwykłym skarżeniu na pracowników danego hotelu. Nie należałam nigdy do osób skarżących na innych – nawet w przedszkolu 😉 Miałam duże opory przed takim rodzajem pracy. Nie zależało mi na tym specjalnie i chyba dlatego udało mi się ten konkurs wygrać. Pamiętam, że za specjalnie z tego powodu się nie cieszyłam. Pomyślałam – „OK, spróbuję raz i jak mi się nie spodoba to zrezygnuję”. Pojechałam pierwszy raz i…tak już zostało 🙂 Teraz doceniam to, że jako dziecko z uwagi na pracę rodziców bywałam w hotelach i mogłam zobaczyć jak wygląda ona od środka.
Wiem też, że wszystko czego nauczyłam się podczas pracy i praktyk w zagranicznych hotelach. Głównie dzięki dobrej znajomości pracy w hotelu. Podpisałam kontrakt, dzięki któremu otrzymuję zlecenia na wyjazdy.
Moja „prawdziwa” praca 😉
Tak często twierdzą moi znajomi – wyjazdy jako tajemniczy gość to nie praca, tylko wakacje (o tym napiszę w osobnym wpisie;-)).
Od kilkunastu lat równocześnie spełniam marzenia 🙂 Czyli pracuję w jednej z agencji turystycznych jako zwykła „pani w biurze”, która doradza i wysyła polskich turystów na wakacje.
Moim drugim zajęciem są wyjazdy w roli tajemniczego gościa (pod warunkiem, że mnie szefowa puści 😉 ). Jest ono fajnym oderwaniem się od codziennej, biurowej pracy. Wyjeżdżając do danego hotelu i przebywając w nim po kilka dni incognito, dowiaduję się czy działa on prawidłowo i czego w danym momencie można się w nim spodziewać. Również dużo mi to pomaga w pracy w biurze, bo wiem, które miejsce mogę z czystym sumieniem polecić moim Klientom, a które nie.
Z perspektywy czasu, wiem, że moja decyzja o zgłoszeniu się do konkursu na stanowisko „Tajemniczy Gość” była bardzo dobra. Wiem, że dużo się nauczyłam i dowiedziałam o wymaganiach turystów. Na hotel patrzę zupełnie innym okiem i od innej strony niż kiedyś.
I wiecie co? Na prawdę cieszę się, że lata temu na kierunek impresariat artystyczny nie zebrała się odpowiednia ilość osób…:-)
Bardzo fajna praca 🙂 Przyjemne z pożytecznym!
Dziękuję 🙂
P. Karino bardzo bardzo podziwiam upór w dążeniu do celu, a pani jest tego przykładem. Od zawsze podróże mnie interesowały, kocham zwiedzać..
.niestety dzieci i mąż przekreśliły moje cele…teraz coraz częściej myślę o wyjazdach z dziećmi bo za bardzo bym tęskniła gdybym je zostawiła…pozdrawiam gorąco i życzę jak najwięcej pięknych miejsc do zobaczenia 😀
Pani Agnieszko bardzo mi miło i bardzo dziękuję za miłe słowa 🙂 Myślę, że dzieci mogą być bardzo dobrymi kompanami podróży i pozwalają nam spojrzeć na świat z nowej perspektywy. Życzę Pani zrealizowania jak największej ilości podróżniczych marzeń 🙂 Pozdrawiam serdecznie!