Ośrodki wypoczynkowe – duże, betonowe, surowo urządzone budynki. Każdy z nich wita nas specyficznym, podobnym zapachem. Restauracja – przepraszam – „JADALNIA” lub „STOŁÓWKA” oznaczona wielkimi literami, żeby ktoś przypadkiem nie pomylił jej z salą telewizyjną albo tą, w której można zagrać w piłkarzyki lub w bilarda. Wszędzie ten sam zapach.
W ogromnej jadalni (albo stołówce – jak to woli) znajdują się czteroosobowe stoliki z drewnianymi, zmęczonymi wiekiem, huśtającymi się krzesłami, które swoim donośnym odgłosem szurania po betonowej podłodze informują, że wczasowicz się najadł. Każdy stół przystrojono plastikową ceratą, której przetarcia świadczą o jej „delikatnym” zużyciu. Wszystkie talerze wyglądają tak samo, na kraju mają granatowy szlaczek z napisem FWP (dla młodszych czytelników: Fundusz Wczasów Pracowniczych), gdzieniegdzie pojawiającymi się niewielkimi ubiciami. Białe kubeczki z tej samej „zastawy”. Jedynie szklanki do kompotu mają biały wzorek z logo FWP albo z rybką (prawdopodobnie są to godni następcy stłuczonych szklanek z logiem FWP).
W ciągu dnia czas umilają nam KO-wcy (czyli pracownicy Kulturalno-Oświatowi), zapraszając do wspólnych zabaw i wycieczek, podczas których podziwiamy nasz polski Bałtyk. Wieczór również mamy zorganizowany – w pierwszy dzień jest to wieczorek zapoznawczy, a kolejne to wieczorki taneczne. Po kolacji to właśnie „jadalnia” (lub „stołówka”) zamienia się w pomieszczenie, w którym pan Gienek z panią Krysią pląsają do późnych godzin nocnych. Stoły (wraz z ceratami) usuwane są w kąt sali, gaszone jest światło, a prawdziwy taneczny klimat dają kolorowe kule dyskotekowe zawieszone na suficie. Panie kelnerki, które ze smutną miną przynoszą zupę do każdego stolika w wielkiej białej wazie (również z logiem FWP), co wieczór zrzucają z głowy białe siateczkowe czepki, zrywają służbowe chałaty i zaczynają szaleństwo na parkiecie w rytm największych przebojów Krzysztofa Krawczyka i Czerwonych Gitar!
Turystyka dziś
Ostatnio znajomy zapytał mnie co pamiętam z turystyki z lat osiemdziesiątych. To są właśnie moje wspomnienia. Dawniej hotele z prawdziwego zdarzenia, były nieosiągalne dla większości polskich wczasowiczów. Był ośrodek wczasowy albo luksusowy na te czasy hotel 3* lub 4*. W dzisiejszych czasach wiele dawnych ośrodków wypoczynkowych zostało wyremontowanych, wybudowano także hotele z cenami na polską kieszeń. W zeszłym miesiącu wybrałam się nad Bałtyk na kilka dni. Fakt, nie byłam tam już wiele lat. Zmieniło się naprawdę dużo. Położone blisko morza zadbane hotele kuszą nas wygodnymi i przytulnymi pokojami, basenami, luksusowymi gabinetami SPA & wellness, siłowniami, niektóre z nich dodatkowo oferują gratisowe zajęcia dla najmłodszych gości prowadzone przez animatorów (czyli KO-wców z czasów PRL-u ).
Moje wspomnienia
Od najwcześniejszego dzieciństwa jeździłam z rodziną do ośrodka wypoczynkowego nad Bałtykiem. Wracaliśmy tam co roku. Pięknie położone drewniane domki z tarasami skierowanymi w stronę wydm i morza. Do tej pory pamiętam ten szum groźnych fal jakie prezentował Bałtyk, kiedy w wakacje natrafialiśmy na wietrzną i deszczową pogodę. Dookoła mnóstwo lasów, do których z przyjemnością wstawałam o 5 rano na grzyby. Tak, to był argument dla 8-letniej Karinki, żeby w środku wakacji o tej porze rozpocząć dzień! Prawdziwa polska przyroda, gdzie rano powietrze pachniało bryzą morską i sosnami, a wieczorami niebo było rozświetlone setkami gwiazd.
Właścicielem tego ośrodka był jeden z zakładów pracy, który swoim pracownikom oferował bardzo tanie pobyty. Po czasach PRL-u ten obiekt, jak i wiele innych w ten sposób działających zaczął przynosić straty. Niszczał z roku na rok. Nie myślano o tym, że systematycznie powinno się domki remontować czy odświeżać. A nadłamane meble, pęknięte szyby w oknach czy niedomykające się okna i drzwi, nie stanowiły problemu. Standard był coraz niższy, a zepsuty sprzęt i meble pokazywały stopień zaniedbania tego urokliwego i ukochanego przeze mnie miejsca. Ośrodek sprzedano za grosze innej firmie, która nie zajęła się jego odnowieniem. Wiele lat stał zamknięty i niszczał jeszcze bardziej.
Od tej pory wakacje spędzaliśmy gdzie indziej. Ale cały czas miałam w głowie te domki i Bałtyk. Myślałam o nich, wiele razy śniło mi się, że tam jestem. Brakowało mi tego miejsca. Wspomnienia wróciły i „moje miejsce” również.
Wróciłam nad Bałtyk
Podczas mojego ostatniego wypadu nad morze postanowiłam przy okazji tam pojechać, zobaczyć czy domki jeszcze stoją. Nie mogłam nacieszyć oczu, widząc odremontowany, przytulny ośrodek, w którym od wejścia powitał mnie uprzejmy pan ogrodnik. Tam były moje wspomnienia z dzieciństwa, z czasów beztroski, najpiękniejszych wakacji, jakie spędziłam z rodziną. Miałam wrażenie, że czas się cofnął.
Te kilka dni nad Bałtykiem zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie. Hotele i ośrodki nad morzem starają się teraz o gości. Od wejścia witają nas mili i uśmiechnięci pracownicy. Czujemy świeży zapach czystości. Przyjemny, taki hotelowy. W restauracji (nie ma już ani jadalni, ani stołówki) pachnie przygotowanymi dla gości smacznymi daniami. Plastikowe ceraty zastąpiono wykrochmalonymi, śnieżnobiałymi obrusami. Zamiast peerelowskiej zastawy z logiem FWP są teraz eleganckie talerze i filiżanki. Panie kelnerki (i panowie kelnerzy) pracują z uśmiechem na twarzy. Po korytarzu, które kiedyś wyłożono by linoleum, dziś chodzi się po miękkiej wykładzinie. Tak jest co prawda w większości miejsc, ale wiem, że czasami gdzieś w Polsce możemy jeszcze napotkać na relikty przeszłości… 😉
Kto wie, może kiedyś udam się w taką „podróż w czasie” 🙂
A może Wy znacie takie miejsca, w których czas się zatrzymał?
Artykuł sponsorowany
Prawdziwy z Ciebie talent i mistrz pióra z ogromną łatwością przekładasz myśli na słowa… trzymaj tak dalej, dbaj i pięlęgnuj swego bloga… skąd czerpiesz tak ciekawe inspiracje ?