Poranek dziś nie zaczął się najlepiej… Ale postanowiłam o tym napisać.
Ponieważ mojego Zbycha (na prawdę na imię mu Karol 😉 ), który
towarzyszy mi tym razem w wyjeździe, dopadła zemsta Faraona. Siłą rzeczy
na śniadanie wyruszyłam sama.
Jestem do tego przyzwyczajona, bo do tej pory moje służbowe wyjazdy odbywały się w samotności 🙂
„Samotna kobieta” na śniadaniu
Kiedy weszłam do restauracji, zostałam bardzo miło przywitana przez kelnerów i pierwsze pytanie „where is your husband”???
No tak, w Egipcie nie do pomyślenia jest podróżowanie z chłopakiem, więc Zbych został przez obsługę hotelu nazwany moim mężem już od momentu przyjazd.
Kiedy pana kelnera poinformowałam w języku angielskim o powodzie
nieobecności „husbenda”na śniadaniu, w te pędy pobiegł on na zaplecze.
Po chwili wrócił z dużą butelką wody i dwiema limonkami dla chorego.
Tutaj na prawdę bardzo dbają o turystów!
W towarzystwie pysznego omleta i kawy, zajęłam wolny stolik przy oknie.
Obok siedziały dwie kobiety, w wieku może około 40 lat i przysłuchiwały
się mojej rozmowie z kelnerem, jakby próbowały coś zrozumieć… Ale już wiem, że nie zrozumiały nic. Zupełnie na nie nie zwracałam
uwagi… do pewnego momentu 🙂
Kobiety po chwili zaczęły ze sobą rozmawiać … po polsku!
I wtedy dowiedziałam się, że jestem samotnie podróżującą kobietą 😉 – „Teraz takich jeździ coraz więcej, przyjeżdżają tutaj i umawiają się z
kelnerami… „.
Nie, nie musiałam wcale podsłuchiwać 😉
One siedziały obok i wyrażały swoje opinie tak głośno, że nawet jakby człowiek próbował skupić myśli na czymś innym, byłoby to trudne.
Wymiana uwag pań Polek trwała dobrą chwilę, aż skończyłam jeść. Wstając od stolika zwróciłam się do nich z uśmiechem, pokazując wodę z
limonką powiedziałam:
„to dla narzeczonego, który choruje w pokoju” i życzyłam im miłego dnia 😉
Obydwie kobiety zamarły. Jedna w momencie zrobiła się cała czerwona na
twarzy, druga z nerwowym śmiechem odpowiedziała „dziękuję”.
No cóż… 🙂
Faktycznie w krajach arabskich często można zauważyć kobiety samotnie
podróżujące. Pracując kilka lat temu w Egipcie, przyzwyczaiłam się do
widoku Europejki z Egipcjaninem idącej za rękę. Nie oceniam tego. Jeżeli
jednej i drugiej stronie to odpowiada, czemu nie ?
Znam pary „mieszane” żyjące w szczęśliwych związkach, jak i również przypadki takich związków zakończonych tragicznie (dosłownie!)…
Każdy ma prawo do własnej opinii, również panie Polki, które starałam się wyprowadzić z błędu na temat mojej osoby 😉
Wracając do pokoju, postanowiłam jeszcze zaglądnąć do hotelowej apteki.
Niestety Nifuroksazyd nam się skończył, więc chciałam kupić Zbyniowi Antinal
(egipski odpowiednik, skuteczny na zemstę Faraona), żeby bidok stanął na nogi.
Apteka jak to w Egipcie, znacznie różni się od naszych Polskich aptek 😉
Pan farmaceuta zaproponował mi dwa leki:
Dodając przy tym „very good price for you, my friend” 😉
Tak! W końcu czuję się jak w Egipcie, moim magicznym ukochanym Egipcie! 🙂
Grzecznie podziękowałam Panu farmaceucie mówiąc, że muszę skonsultować to z mężem (w Egipcie zawsze działały te magiczne słowa, żeby miło zakończyć rozmowę na temat zakupu czegokolwiek).
Na szczęście przed chwilą nasz przemiły rezydent uratował nas Antinalem za 5$ 🙂 🙂 🙂
Dzięki temu, od godziny siedzimy sobie razem na plaży pod parasolem (tak tak, łapię tu WIFI z hotelu!!!) 😉
Rewelacja! Miałam podobnie z zakupem antinalu w hotelu w Hurgadzie! Ale dobrze że rezydent pomógł. Dużo zdrowia dla Zbycha! 😉
Dziękujemy i pozdrawiamy! 🙂
Doceniam to co robisz i to co piszesz. dziękuję Ci za zangażowanie i wkład w społeczność blogową. Trzymaj tak dalej sukces jest na wyciągniecie ręki 🙂